Jarosław Iwaszkiewicz napisał książkę „Podróże do Włoch”. W skrócie
książka opisuje pełne przygód losy bohatera (Iwaszkiewicza), który jest bardzo
inteligentnym, wykształconym reprezentantem ludu pracującego miast i wsi i z
różnych okazji przyjeżdża do Italii. A to go zaprosi ambasador, a to jest
reprezentantem Polski w komitecie jakiejś nagrody, a to po prostu chce napisać
nową książkę, a jak sam przyznaje nigdzie nie miał takiej weny jak we Włoszech
(gdy to pisze przypomina mi się „Zniewolony umysł” i tak myślę jaka była cena
tego bywania w Italii gdy w Polska nędzniała). Pisze o Iwaszkiewiczu i jego
książce, ponieważ jest napisana świetnym językiem (pewnie można go nazwać
staroświeckim) i opisuje świat bardzo elegancko, nie ma mowy np. o
niedogodnościach podroży, wszystko jest piękne i wzniosłe.
A chcecie poznać moją wersję podróży do Włoch? Jestem we
Włoszech po raz … 6 może 7. Ale ponieważ podróżuje z mały dzieckiem,
rozłożyliśmy podróż na dwa dni. I gdybym chciał to podsumować powiedziałbym: po
dwóch dniach, 14 godzinach w samochodzie, w tym 2 godzinach w korku na
autostradzie i 3 godzinach śpiewania motywu przewodniego „Żandarma z Saint Tropez”
(sądzę, że nieodwracalnie skrzywiłem gust muzyczny córki, ale dziwnie ją to
uspokaja) dojechaliśmy do Włoch i już pierwsza kanapka na stacji benzynowej (chleb
z koprem włoskim oraz szynką) zrekompensował mi niewygody podróży. Jeśli
chcecie w czasie podróży do Włoch uspokoić skołatane nerwy panini+espresso na
pewno pomoże.
Przyjechaliśmy na miejsce, zjadłem pizzę i popiłem chianti,
i jeszcze kieliszek a już nie będę mógł napisać nic o niewygodach podróży.
Ulegną one zatarciu ….
I teraz już rozumiem czemu Iwaszkiewicz nie pisał o niewygodach. Może pił chianti i zapominał.
Tu jest po prostu pięknie….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz